pokaż na mapie pomniejsz mapę pełny ekran > <
rozszerz mapę >

STADŁA (droga przez wieś)

Wakacje nad Dunajcem
We wspomnieniach sądeckich Niemców ostatniego pokolenia najczęściej powraca Dunajec – wakacyjne zabawy nad rzeką, wyprawy na ryby i raki czy nadbrzeżne wikliny, którymi tak chętnie chodzili. czytaj więcej

Co Pani widzi, kiedy zamyka oczy i wspomina dzieciństwo? – Jak się bawię i Dunajca widzę… idziemy przez wiklinę, kamienie i na końcu Dunajec – odpowiada Gertrude Thiele. Pani Gertrude od lat mieszka w Dreźnie, z którym jest emocjonalnie związana, ale dzieciństwo na Sądecczyźnie wspomina jako najpiękniejszy okres w życiu. Udi, jak pieszczotliwie nazywali ją najbliżsi, to córka Martina Fröhlicha, wójta Stadeł w okresie II wojny światowej. Dobrze zapamiętała wieś i okolicę. W okresie międzywojnia pośród Polaków żyło tam 20 rodzin niemieckich. Na końcu wsi mieszkała rodzina żydowska. Niemcy utrzymywali się głównie z rolnictwa, było też kilku rzemieślników. Pan Fröhlich uprawiał warzywa i owoce, woził je na targi do Starego i Nowego Sącza oraz do uzdrowisk w Piwnicznej i Krynicy. Tak jak niemieccy rówieśnicy ze wsi i okolicznych kolonii, Udi chodziła do niemieckiej szkoły podstawowej w Stadłach. W domu rozmawiała po niemiecku w dialekcie z Hessen-Nassau, a podczas zabaw z polskimi i żydowskimi kolegami mówiła po polsku.

Wojenne losy ostatniego pokolenia sądeckich Niemców były podobne: wyjazd do szkoły średniej w Rabce (żeńska) lub w Zakopanem (męska), później praca w Arbeitsdienstach lub służba wojskowa i rozłąka z rodziną, która w tym czasie musiała opuścić Polskę, albo wreszcie – spotkanie z najbliższymi i powojenne życie w Niemczech czy Austrii – drugiej ojczyźnie. Pierwsza ziemia rodzinna pozostała bowiem nad Dunajcem.

Komentarze
Musisz być zalogowany. Jeśli nie masz jeszcze konta zarejestruj się!
Zdjęcia