Choć nosili literackie nazwiska, zapisali się w historii Pienin nie jako ludzie pióra, a pustelnicy. Wszystko zaczęło się, kiedy 600 lat po śmierci Kingi podjęto inicjatywę wykłucia w skale groty i ustawienia tam figury błogosławionej księżnej. Jej poświęcenia dokonano uroczyście w 1904 r. Od tego czasu corocznie, w najbliższą niedzielę po wspomnieniu św. Kingi, odbywa się tam uroczysta Msza św. A figura, poddana ostatnio renowacji, stoi do dzisiejszego dnia.
Po zakończeniu robót budowlanych, w szopie postawionej przez robotników zamieszkał pierwszy pieniński pustelnik, Władysław Stachura. Jego pogodna postać znikła z krajobrazu Pienin podczas I wojny światowej. Po nim pojawił się kolejny, Wincenty Kasprowicz, który przeżył w pustelni całe 25 lat. Jego intrygująca postać wpisała się w pamięć mieszkańców Krościenka nad Dunajcem i przyciągała licznych przybyszów. Dzięki niemu ponad górami codziennie rozlegał się, ustawiony ponad pustelnią, dzwon. Sam pustelnik każdego ranka schodził do miasteczka, by uczestniczyć we Mszy św. Ale zasłynął przede wszystkim ze względu na miejsce noclegu, na które wybrał sobie trumnę. Prócz tego parzył świetną herbatkę, którą raczył przybyszów, gdy z przejęciem słuchali jego opowieści o cudach św. Kingi. Dzięki księgom pamiątkowym do dziś przetrwały peany sławiące ten świetny napój.
Postać Wincentego Kasprowicza trafiła też do literatury pięknej, a to za sprawą Jana Wiktora, krakowskiego pisarza i oddanego miłośnika Pienin. Wokół pustelnika osnuł on epizody swych opowiadań i powieści.
Gdy w 1949 r., podczas burzy piorun uderzył i spalił pustelnię, władze Pienińskiego Parku Narodowego nie pozwoliły już na jej odbudowę. Pustelnik opuścił góry i osiadł w Poznaniu.