pokaż na mapie pomniejsz mapę pełny ekran > <
rozszerz mapę >

Tropami bacy-czarownika

Baca był nie tylko zwierzchnikiem pasterzy (juhasów i ich pomocników honielników) czuwającym nad całym pasterskim gospodarstwem, ale także lekarzem oraz mistrzem magii. W całych Karpatach krążą opowieści o magicznej wiedzy i mocy baców. Niektórzy z nich cieszyli się zasłużoną sławą, jak np. Bulanda, gospodarujący na Jaworzynie Kamienickiej w Gorcach. czytaj więcej

Prawie w całych Polskich Karpatach, już w początkach XVIII wieku, ważnym elementem gospodarki, zwłaszcza na wysoko położonych terenach, była hodowla owiec. Nic więc dziwnego, że zwierzęta te otaczano szczególną opieką starając się pomnażać stado, zachować je w zdrowiu, ustrzec przed chorobami i wypadkami, zapewnić mleczność. Od samego początku racjonalnym zabiegom hodowlanym towarzyszyła tu magia, wiara w czary i uroki, działalność wszelkiego rodzaju znachorów i czarowników. Ta dziedzina kultury ludowej na obszarze całych Karpat, podobnie jak sama gospodarka pasterska, była nieomal identyczna, z pewnymi tylko regionalnymi różnicami.

Rejonem Karpat Zachodnich, gdzie chyba najdłużej utrzymała się tradycyjna hodowla owiec, a tym samym związana z nią obrzędowość i magia, były Gorce.

Sezonowym wypasem w górach kierował baca, często współwłaściciel lub właściciel pastwiska. Funkcję swoją pełnił dożywotnio – przechodziła ona z reguły z ojca na syna, niekiedy przez szereg pokoleń. Baca musiał posiadać nie tylko znajomość obrzędów i zabiegów magicznych, ale przede wszystkim dysponować gruntowną wiedzą dotyczącą zjawisk przyrodniczych, pogodowych, weterynaryjnych.

Nie przypadkiem bacowie byli często jednocześnie lekarzami i znachorami, nierzadko posiadającymi autentyczną wiedzę medyczną. Brała się ona przede wszystkim z przekazu pokoleń, ale także z własnych obserwacji zwierząt. Znali anatomię, byli domorosłymi chirurgami, umieli nastawiać zwichnięte stawy, złamane kości, kręgosłupy itd. Te konkretne umiejętności traktowane były w przeszłości głównie jako czary. Podobnie jak medyczne praktyki baców, także niektóre przestrzegane podczas wypasu zachowania, nie były tylko przejawami magii, ale wypływały z racjonalnych obserwacji określonych procesów. Tak np. przestrzegany na hali nakaz bardzo starannego mycia gielet (naczyń do dojenia owiec) po każdym udoju we wrzątku (wrzucano do nich rozpalone w ognisku kamienie) i płukania ich w bieżącej wodzie by mleko nie kisło, miał na celu po prostu sterylizację naczynia, chociaż traktowano go jako zabieg magiczny zabezpieczający przed spowodowanym czarami psuciem się mleka.

Czary były na hali najgroźniejszym wrogiem zwierząt i ludzi. Mógł je rzucić zazdrosny baca, gospodarz, czarownik, można je było niechcący „przynieść” ze sobą, dlatego też juhasi nie opuszczali polany bez potrzeby. W odległej przeszłości obowiązywało ich także zachowanie czystości seksualnej do dnia św. Jana Chrzciciela (24 czerwca). Po św. Janie kontakty z kobietami mogli mieć tylko juhasi. Baca przez cały sezon musiał żyć wstrzemięźliwie. Kobiety, jako istoty nieczyste, miały zakaz wstępu na halę, a szczególnie w pobliże koszaru i do szałasu.

Niechętnie widziano też na miejscu wypasu kogoś obcego. Na wszelki wypadek, gdy odchodził, baca w ślad za nim sypał trochę soli lub popiołu z watry, aby zniszczyć ewentualne zło, które zostawił.

Najsłynniejszym gorczańskim bacą-czarownikiem był Tomasz Chlipała zwany Bulandą. Słynął z wyjątkowej uczciwości, prawości i pobożności, leczył i pomagał w różnych życiowych kłopotach, a także, jak każdy baca, żył podobno za pan brat z nadprzyrodzonymi siłami, o czym opowiadają miejscowe legendy. Przez wiele lat bacował na Jaworzynie Kamienickiej, a po porady do niego przychodzili nie tylko mieszkańcy gorczańskich wsi, ale także gazdowie z Orawy, Podhala, Spisza, spod Babiej Góry i Pilska. Pod koniec życia zakopał podobno swoją czarodziejską księgę koło ufundowanej przez siebie kapliczki na Jaworzynie. Miejsce to powierzył zaufanemu juhasowi Kalicie. Ten, po śmierci bacy, zdradził tajemnicę jakiemuś góralowi spod Babiej Góry, ale gdy obaj zaczęli kopać we wskazanym miejscu, pojawił się tam kłąb węży i syczące gady przepędziły intruzów.

Bulanda zmarł 1 maja 1913 roku w Lubomierzu, gdzie mieszkał przez całe życie i skąd pochodziła jego żona Marianna. Po jego śmierci na Jaworzynie bacował wnuk - Jan Zapała (syn zmarłej młodo jedynej córki Bulandy), a następnie prawnuk Stanisław.

Komentarze
Musisz być zalogowany. Jeśli nie masz jeszcze konta zarejestruj się!