Dawniej tatrzańskie hale, chaty i kościoły rozbrzmiewały muzyką. Pieśni góralskie różniły się jednak od nizinnych, a te tatrzańskie od pienińskich, spiskich czy orawskich. Do dzisiaj przetrwała żywa tradycja tego śpiewu, ale niełatwo ją odnaleźć w postaci czystej…Kiedy nie było jeszcze radia i telewizji, odtwarzaczy CD i MP3, świat rozbrzmiewał żywą muzyką. Śpiewali wszyscy i to w różnorodnych sytuacjach. Pasterze przy wypasie prześpiewywali nutę wierchową z dziewczętami grabiącymi siano w dolinie. Wieczorem w szałasie przy watrze przyśpiewkami zachęcali muzykantów do gry, by puścić się drobionego. A na niedzielnej sumie pełnym głosem chwalili Boga.
Dlatego też przybysze z nizin pełni byli uznania dla siły tych pieśni. Lubili słuchać muzyki górali do tego stopnia, że – jak Tytus Chałubiński – brali ze sobą na tatrzańskie wyprawy góralską kapelę!
Cóż w niej takiego oryginalnego? Muzykolodzy wskazują na podniesienie czwartego stopnia skali, przez co wszystkie melodie brzmią bardzo charakterystycznie. Ale wyróżnia ją nie tylko to – również barwa i podział na dwa, a nawet trzy głosy, brzmienie instrumentów i spontaniczność, melodie i rytmy! Te wszystkie elementy w grze mistrzów, takich jak Sabała, fascynowały.
Ale przyszły czasy, gdy zakazano wypasu owiec na halach, pobudowano nowe zakłady pracy i zainstalowano w domach radioodbiorniki. Góralska muzyka straciła swą bazę, stała się atrakcją turystyczną odgrywaną na scenach festiwali.
Jednak wciąż kultywowana w wielu rodach odżywa przy szczególnych okazjach: w czasie wesel i innych rodzinnych świąt, i zabaw. Przetrwała również w niektórych kościołach.
Są parafie, gdzie zamilkły organy, które nie potrafią współbrzmieć ze śpiewem górali, a pieśni prowadzą kantorzy. Wtedy po wnętrzu wiejskiego kościoła roznosi się potężny śpiew, rytmiczny, choć powolny, głośny, lecz nie krzykliwy. Pieśni, zazwyczaj znane w całym kraju, śpiewane są tu inaczej, z odmiennymi melodiami, w innym rytmie.
Taka właśnie jest muzyka kościelna w Dębnie Podhalańskim.