Niegdyś miejscowi nazwali „jajczaną wodę” źródłem miłości i był to niezły chwyt reklamowy. Każdy chciał zobaczyć cóż to takiego. Później źródełko ucywilizowano, dodając kamienną obudowę i zmieniono nazwę na Źródło Katarzyny. Może i ładniej, ale gdzieś przepadła otoczka ekscytującej tajemnicy. Warto włóczęgę szlakiem wód mineralnych zacząć do Katarzyny czy Źródełka Miłości. Warto zaczerpnąć łyk wody o dziwnym aromacie. Dlaczego? Żeby poczuć różnicę. Każdy następny zdrój, który pozwolę sobie opisać, będzie klasyczną kwaśną szczawą, pełną żelaza i bąbelków uciekającego gazu. Skromniutka i odwiedzana przez zabłąkanych turystów Katarzyna to geologiczna ciekawostka. Gdzieś tam w głębinach ziemi siarkowodór wysyca płynącą wodę. Pamiątka po wulkanicznej aktywności z zamierzchłych czasów? Któż to wie. Biały nalot siarkowych bakterii to również żywe świadectwo przeszłości. Wszak podobne do nich mikroorganizmy były pierwszymi żywymi mieszkańcami Ziemi. Wreszcie znawcy polecają „jajczane wody” jako doskonałe panaceum na choroby skóry. Siarka to ważny element budowy białek. Wiem, wiem, Katarzynka ciężko przechodzi przez gardło…